Osobną rodziną prac są obrazy, gwasze i rysunki gwiaździstego nieba. Punktem wyjścia są bezpośrednie, uważne obserwacje i szkice rysunkowe wykonywane nocą w górach. „Kiedy patrzę w gwiazdy – mówi artysta – nie opuszcza mnie świadomość, że tych gwiazd może już nie być, że widzę jedynie światło, które wysłały do nas miliony lat temu, i że wobec Wszechświata jestem jedynie pyłkiem. Dlatego tak ważna dla mnie stała się otwartość na drugiego człowieka i na to, co dla niego istotne. Przede wszystkim tu i teraz”.
Wieloelementowe poliptyki albo obrazy malowane na zwojach umownie nie mają początku i końca. Autor może rozwijać je dalej, bo zawsze są tylko – jak fotograficzny kadr – fragmentem niekończącej się rzeczywistości. Znikomą cząstką ogarnianą okiem, okularem obiektywu… albo lunety.
Jan TRZUPEK
A separate family of works are the paintings, gouaches and drawings of the starry sky. The starting point is direct, carefull observations and sketches made at night in the mountains. As the artist puts it, „When I look up in the stars, I can`t help thinking that they may no longer be there, that I may be seeing only the light they sent to us millions of years ago and that I am but a speck compared to the Universe. That`s why being open to another person and to what they find significant became so important to me. The here and now come first”.
The multi-element polyptychs or pictures painted on scrolls conventionally have no beginning or end. The artist can develop them further, because they are always – like a photographical frame – part of an infinite reality. A minuscule particle taken in by the eye, the spyglass of the lens … or a teleskope.