Czuję się trochę bezradny wobec zadania pisania o neonie Rzepeckiego, bo przecież zakrawa na absurd, że zamontowanie na ulicy w Lublinie przez uznanego artystę neonu o treści „Chominowa” – całkowicie ezoteryczny przekaz, do odczytania tylko dla wąskiej garstki wielbicieli poezji Zuzanny Ginczanki – wywołuje, i to w prasie wielonakładowej, dyskusję o antysemityzmie. Może to nie pasuje, ale kiedy zastanawiałem się, co by na ten temat napisać z głębi pamięci, zaczął się dobijać podwórkowy dowcip o małym Jasiu, który w nadmiarze używał brzydkich słów. I tak pewnego dnia, chcąc zdiagnozować i pomóc Jasiowi przezwyciężyć tę uciążliwą dolegliwość – powtarzam jak potrafię treść dowcipu sprzed kilkudziesięciu lat – nauczycielka wezwała go do tablicy i zaczęła rysować różne figury, kółeczka i kreseczki, pytając z czym mu się kojarzą, na co Jaś nieodmiennie odpowiadał, że z dupą. Aż w końcu, po którejś z kolei takiej odpowiedzi, skonstatowała ze smutkiem: „Ależ Jasiu, ty chyba jesteś erotomanem?!”. I wtedy Jaś odpowiedział nareszcie uprzejmie i pełnym zdaniem: „Ja? A kto mi to wszystko rysował?”.
Bardzo nas na podwórku ta historyjka ubawiła i pękaliśmy z kolegami ze śmiechu. Ale w dzisiejszej Polsce antysemityzm to nie jest temat „do śmiechu”, więc nie wiem skąd to moje skojarzenie. Chyba że podświadomość w ten sposób podpowiada, iż Jasiowe „kto mi to wszystko rysował” oddaje powagę sytuacji w społeczeństwie, którego przeszło połowa głosuje na epigonów endecji i ONR-u. Wiemy z historii, że antysemityzm jest esencją światopoglądu endeków i oenerowców, więc już z liczby posłów różnych ugrupowań w Sejmie wychodzi na to, że ponad połowie polskiego społeczeństwa najbliżej jest światopoglądowo do antysemityzmu.
Opisałem w książeczce PiS i antysemityzm repertuar antysemickiej propagandy, którą PiS uruchomił w drodze po władzę53 – między innymi spiskową teorię historii (ABC antysemityzmu w każdej jego narodowej odmianie), do której się odwoływał promując kłamstwo smoleńskie; udrapowanie uchodźców szukających ratunku w Europie w antysemicką retorykę „Żydzi – wszy – tyfus” z czasów okupacji; czy adorację Rydzyka, którego media swoim antysemickim przekazem zaszokowały zarówno watykańską administrację, jak i Kongres Stanów Zjednoczonych. Mówiłem też o innych antysemickich pisowskich insynuacjach i chciałbym dodać tu pewne spostrzeżenie, którego wówczas nie rozwinąłem, choć jest bardzo pomocne dla zrozumienia na czym polega instrumentalizacja antysemityzmu przez pisowski reżym54.
Otóż istota rzeczy tkwi w tym, że PiS wypełnił przestrzeń życia publicznego w Polsce pogardą – wystarczy odnotować określenia przeciwników politycznych, którymi się posługuje: „łże-elity”, „element animalny”, „resortowe dzieci”, „zdradzickie mordy”, „hołota” czy wreszcie „to nie są ludzie”. Pogarda jest wytrychem, którym Kaczyński otworzył sobie drzwi do władzy. A ponieważ w Polsce natychmiast społecznie rozpoznawalnym signifié pogardy w życiu publicznym jest Żyd, to dlatego też centralnym światopoglądowym punktem odniesienia pisowskiego reżymu jest antysemityzm. I choćby była mowa o kimś innym – choćby adresatem retoryki pogardy byli na przykład geje i lesbijki albo ratujący życie ucieczką do Europy Syryjczycy – to repertuar skojarzeń i odniesień emocjonalnych uruchamianych przy okazji ich obrzydzania umocowany jest w antysemickim imaginarium.
Bo rzeczywiście antysemickie szambo rozlało się na Bogu ducha winnych gejów i lesbijki, i to od samej góry pisowskiej i kościelnej hierarchii. Weźmy oburzającą Europę kampanię proklamującą „strefy wolne od LGBT” – wymowa tego hasła rymuje się ze strefami wolnymi od Żydów z czasów wojny, Judenrein, i jest dla wszystkich czytelna (a już szczególnie dla niemieckich polityków, stąd znakomite fragmenty na ten temat w przemówieniu przewodniczącej Komisji Europejskiej, Ursuli von der Leyen). A w wydaniu totumfackiego wiceprezesa PiS-u, Joachima Brudzińskiego, pełen zachwyt – „Polska bez LGBT jest najpiękniejsza” – w lirycznie zakomponowanym tweecie z podobizną Chrystusa i ptasim gniazdkiem wypełnionym czterema jajeczkami. Aż łza się kręci w oku na wspomnienie, jaki wspaniały projekt upiększenia Rzeczypospolitej miała przed wojną narodowa prawica – „Żydzi na Madagaskar”! Choć oczywiście orędownicy dobrej zmiany potrafiliby go ulepszyć, dodając do transportów tę całą nieheteronormatywną hołotę. Profesor KUL-u (oczywiście z Lublina – co do sprawy neonu bardzo pasuje!), poseł, były wojewoda i nowo mianowany pisowski minister edukacji i szkolnictwa wyższego (a więc kadrowiec pisowski z najwyższej półki), niejaki Przemysław Czarnek, w prostych żołnierskich słowach powiedział co wiedział o LGBT widzom TVP Info – „skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka czy jakiejś równości. Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją”.
Dehumanizacja Żydów to klasyczny zabieg antysemicki – czy senat albo rektor KUL-u zareagowali jakoś na te uwagi profesora uczelni? A jeśli nie, to czy dlatego, że w pedagogice dobrej zmiany należy oczekiwać wykorzystania szerszego repertuaru antysemickich rygorów praktykowanych kiedyś na polskich uczelniach – może getto ławkowe dla gejów? Ostatecznie Czarnek i pisowscy notable od razu po wejściu do sali wypełnionej publicznością powinni wiedzieć z kim mają do czynienia. A dlaczego nie numerus clausus, albo wręcz nullus, dla gejowskiej młodzieży? Niech wyjeżdżają, jeśli im w głowie wyższe studia – tylko nam Ojczyzna od tego wypięknieje. Minister Czarnek jednym dekretem może tę sprawę uregulować – w duchu dobrej zmiany. A w ogóle czy nie należałoby gejów jakoś oznakować, żeby z daleka było widać, kiedy Untermensch idzie po ulicy?
Ze szczytu hierarchii kościelnej – od następcy na tronie biskupim Karola Wojtyły w Krakowie – słychać donośny głos wieszczący, że w Polsce tęczowa zaraza. Ile chrześcijańskiej miłości bliźniego trzeba nosić w sercu, aby cisnąć najbardziej krwiożerczą zbitką słowną polskiego antysemityzmu – żydowska zaraza – w dwa miliony Polek i Polaków? Czy przedstawiciele episkopatu zareagowali na tę bluźnierczą retorykę arcybiskupa Jędraszewskiego? A jeśli nie, to czy oznacza to, że jest tylko kwestią czasu zanim usłyszymy kazanie któregoś z purpuratów, albo fioletów, o parchach na tęczy? Oczywiście osoby LGBT są jako takie adresatami pogardy i nienawiści wyjątkowo toksycznego dziś dla Polski aliansu tronu i ołtarza. Kaczyńskiemu i biskupom jest tu najwyraźniej po drodze. Sodoma Frederica Martela, o homoseksualizmie i hipokryzji wyparcia tego zjawiska w Watykanie, zapewne tę sytuację jakoś tłumaczy.
Antyżydowska, a właściwie antysemicka, obsesja – wiem, że wszystko mi się kojarzy, ale przecież ktoś to wszystko rysuje – najbardziej klarownie i wprost wychodzi przy okazji polityki historycznej pisowskiego reżymu. Bo ci perfidni Żydzi dali się przecież zamordować w wyjątkowo anty-polski sposób i teraz żeby Polska powstała z kolan, przedstawiciele dobrej zmiany muszą fałszować historię Zagłady.
Mówił Szczepan Twardoch w wywiadzie: „Jestem przekonany, że jednym z fundamentów czegoś, co roboczo możemy określić jako polską współdzieloną tożsamość czy też świadomość etniczną, jest głęboko wyparta wiedza o całym złu wyrządzonym Żydom przez Polaków w czasie wojny […]. To, co wyparte, i tak prędzej czy później wychodzi na jaw i obnaża mizerię urojonego bohaterstwa i świętości. Polska jest chora na fałszywą świadomość i z tego powodu gnije od środka. Zaprzeczanie prawdzie jest moralnym gniciem. A wystarczyłoby poczytać żydowskie wspomnienia z okupowanej Polski. Nikt rozsądny nie może ich nazwać antypolską propagandą, bo nikt nie pisze o śmierci swoich dzieci, sióstr, rodziców, o upokorzeniu, upodleniu i odczłowieczeniu po to, aby uprawiać propagandę. To są świadectwa głęboko emocjonalne i bardzo osobiste. Opowiadające o losie żydowskich współobywateli, ale i o nas. I nie jest to obraz zgodny z tym, że Żydów mordowali wyłącznie Niemcy, a Polacy byli tymi, którzy wyłącznie pomagali. Nie. Po prostu nie jest. W każdej bibliotece i księgarni są dziesiątki takich książek. Po polsku. Wystarczy czytać świadków: Perechodnika, Edelmana, Auerbach, Pachtera, Simchę Rotema, Simchę Binema Motyla i innych”55.
Dodałbym do tej listy wiersz Ginczanki.
Aby uniknąć nieporozumień, pragnę oznajmić na koniec otwartym tekstem, że wypowiedź Icchaka Szamira o tym, iż Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki uważam za nonsens. Bo antysemityzm nie jest zjawiskiem biologicznym, tylko społecznym. I nie jest przekazywany za pomocą przewodu pokarmowego albo biustu, tylko za pomocą strun głosowych – a także gestów, min i czynów obserwowanych przez młode pokolenie i rejestrowanych wszystkimi zmysłami. Zaś uczą się dzieci antysemityzmu – bo antysemitą nikt się przecież nie rodzi – nie tylko od mamy, ale i od taty, a także od babć, wujków, dziadków i w ogóle od wszystkich „krewnych i znajomych królika”, a najbardziej to chyba od księdza proboszcza.
Dobra wiadomość, która się wiąże z tym stanem rzeczy, jest taka, że skoro można człowieka czegoś nauczyć, to można go również spróbować tego czegoś oduczyć – albo przynajmniej w przyszłości już mu tego czegoś nie wkładać do głowy. Co odnośnie do antysemityzmu byłoby bardzo pożądane w Polsce – a więc w kraju, którego trzy miliony obywateli za sprawą antysemityzmu zostało wymordowanych i gdzie w związku z tym przyzwoici ludzie powinni wreszcie zrozumieć, że bycie antysemitą jest obrzydliwością: „Nie mam siły potrzebnej do podniesienia głosu, by brzmiał tak donośnie i wstrząsnął tak głęboko, jak bardzo bolesną i jak okropnie a sprawiedliwie oskarżającą jest sprawa antysemityzmu w Polsce. Tyle już razy myślałem o tym, jak straszną treść zawiera ten termin zużyty w publicystyce, brzmiący tak naukowo i obojętnie – tyle razy czułem wewnętrzny nakaz, że nie powinienem milczeć, że najpierwszym obowiązkiem Polaka umiejącego pisać – jest krzyczeć o tym, zaklinać, kruszyć sumienia – i tyle razy czułem swoją niemoc; czułem bezsiłę wobec ogromu hańby i wstydu jakie ciążą na każdym z nas, na każdym Polaku… Rzeź milionów Żydów w okresie niemieckiej okupacji nie wstrząsnęła sumieniami, niewinna krew nie oczyściła serc. Przeciwnie: hitleryzm zakaził wielu przeciwludzką nienawiścią i na tej nienawiści żerują hieny. Przed wojną – na człowieka, który dowodził, że Żyd jest szkodnikiem dlatego, że jest Żydem – patrzyłem z politowaniem, jak patrzy się na człowieka niespełna rozumu, z odrazą, jak na barbarzyńcę. Dzisiaj, po straszliwym doświadczeniu, które zdradziło, do czego wiedzie ta przeciwludzka bezmyśl i ta nieświadoma siebie żądza mordu – antysemitę uważam za potencjalnego mordercę. Patrzę w twarze znajomych i obcych, krążę wśród ludzi w Polsce, słucham rozmów – i ileż razy ogarnia mnie przerażenie, że żyję wśród obłąkanych i wśród możliwych zbrodniarzy”56.
Julian Przyboś dixit.
Wsłuchujmy się uważnie w głosy pisarzy, pisarek, poetek i poetów, artystek i artystów (dodajmy!), kiedy nazywają cechy duchowości zbiorowej Polaków, bo któż ją lepiej rozumie, skoro to właśnie oni tworzą zręby naszej kultury. I w ten dość zawoalowany sposób chciałem powiedzieć, że neonowa Chominowa całkiem mi pasuje na wystrój lubelskiej ulicy.