ELŻBIETA JANICKA
Mane, tekel, fares w Lublinie. Fetyszyzm narracyjny polski kontra „Chominowa”
Magazyn SZUM, 30 pażdziernika 2020 r.
A zamyślony hurrachrześcijanin,
strząsając popiół cygara w Atlantyk,
rzec może, owszem, napis był i ręka,
ale nie miałem z sobą okularów.
Ale my w spisku byliśmy najstarsi,
nawet milczeniem nie zobowiązani […].
Jan Darowski, Post mortem1
Świetliste litery na ścianie…
Rzecz dzieje się w roku 2020, pięć lat po upadku w Polsce liberalnej demokracji i przekształceniu kraju w narodowo-katolicką wyborczą dyktaturę2. Miejsce akcji to Lublin, niegdysiejsza stolica Operacji Reinhard, niemieckiej nazistowskiej przemysłowej eksterminacji Żydów Generalnego Gubernatorstwa i Okręgu Białystok. Po osiemdziesięciu latach badanie polskiego kontekstu Zagłady jest w Polsce działalnością pod specjalnym nadzorem, zaś polska wersja negacjonizmu to doktryna państwowa głoszona z podniesionym czołem przez funkcjonariuszy państwa w randze ministerialnej: prezesa IPN (przed polskim Sejmem), ministrę edukacji (w popularnym programie telewizyjnym), prezesa Rady Ministrów (na forum międzynarodowym). Za obrazę tak zwanego i wielkimi literami pisanego Narodu Polskiego kodeks karny przewiduje do trzech lat więzienia (artykuł 132a). Tyle, jeśli chodzi o szerszy kontekst.
Krew i duch. Żydzi romantyków
Węższy kontekst to kolejna edycja cyklicznej wystawy sztuk wizualnych w przestrzeni publicznej Otwarte Miasto, której kuratorem w tym roku jest Zbigniew Libera, artysta niezależny. W jej ramach Adam Rzepecki – artysta niezależny poza tym, że w Lublinie zależny przejściowo od Libery – prezentuje neon układający się w napis „Chominowa” z towarzyszeniem betonowej płyty chodnikowej, o którą łatwo się potknąć. Neon bierze swój początek z biografii i dzieła Zuzanny Ginczanki, poetki, ofiary śmiertelnej antysemityzmu ex aequo Niemców i Polaków. Chominowa to donosicielka, jedna z wielu, członkini antysemickiej sztafety i bohaterka, jedna z wielu, wiersza Ginczanki *** [Non omnis moriar]. Na płycie chodnikowej widnieje tekst szczegółowo objaśniający: „Projekt, zakładając sprzeciw widza wobec jednoznacznej postawy Chominowej, chce zmusić przechodnia do refleksji nad postawą człowieka wobec drugiego w każdych trudnych czasach”. Badaczka twórczości i biografka Ginczanki, profesorka Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu Izolda Kiec, orzekła: „Ta praca przynosi wstyd Lublinowi. Dla mnie to gest nierozumienia, braku empatii, ale i niewiedzy”3. Opatrzona taką sankcją ekspercką, ochoczo i żwawo ruszyła dyskusja, czy Rzepecki jest antysemitą. Gdzie tu sens? Gdzie logika? Jak zrozumieć coś, co wygląda na absurd? Jak uspójnić to, co wydaje się niespójne, jeśli nie wręcz sprzeczne?
…i wprawieni w pomieszanie uczeni babilońscy
Pierwsze, co przychodzi na myśl, to Księga Daniela, a zaraz potem Uczta Baltazara Rembrandta (około 1635). Obraz przedstawia ucztę wyprawioną przez ostatniego króla Babilonu podczas oblężenia miasta. Jako zastawy nakazał on użyć złotych i srebrnych naczyń, zrabowanych przez jego ojca Nabuchodonozora ze świątyni jerozolimskiej. Trochę jak w wierszu Ginczanki, gdzie honory Nabuchodonozora, zdobywcy twierdz niezłomnych, a i syna jego, Baltazara, pełni Chominowa, zaś w roli możnowładców ucztujących przy pucharze (po)żydowskim występują przyjaciele poetki. Do Daniela i Rembrandta wracając, biesiada w pałacu babilońskim trwa w najlepsze, gdy oczom Baltazara ukazuje się ręka wypisująca na ścianie świetliste litery w hebrajskim alfabecie.
„Malarzowi bardzo zależało na autentyczności inskrypcji. Konsultował się w tej sprawie u żydowskiego uczonego Samuela Menaszego ben Izraela, który uważał, że napis biegł prawdopodobnie od lewej do prawej, aby wprawić w pomieszanie uczonych babilońskich. Rembrandt wybiera moment niezwykle dramatyczny. Zatroskane twarze, przerażone oblicze króla, jego wyciągnięte ramię – kierują wzrok widza wzdłuż linii, która znajduje swą kulminację w złowrogim tekście na ścianie”4. Scena skąpana jest w upiornym blasku jarzących się liter. Zupełnie jak tu i teraz. Tak właśnie. Zaistniałej sytuacji chciałabym się przyjrzeć jako prze-pisaniu i powtórzeniu (Derrida) wyjętej z Księgi Daniela sekwencji uczty Baltazara. Przykładów prze-pisywania i powtarzania jest zresztą w tej historii więcej.
„Stronica naszej chwały, która nigdy nie zostanie zapisana”
„Chominowa” to cytat z Ginczanki i miejsce pamięci zarazem. Źródłowo „Chominowa” to Chominowa ze Lwowa: desygnat, który miał nie pozostawić po sobie znaku, niczym – toutes proportions gardées, a jednak! – „chwalebna karta naszej historii, która nigdy nie została i nie zostanie zapisana”, o jakiej mówił Heinrich Himmler w jednym z Posener Reden, czyli przemówień poznańskich5. Zbrodnia miała nie zostawić śladu. Tak się umówił Himmler z dowodzonym przez siebie SS. I tak się umówiła ze sobą – zupełnie niezależnie – dominująca, większościowa kultura polska. Desygnat miał pozostać bez znaku. Wszelako znak powstał. Żydowską ręką uczyniony. W dodatku niejeden. „Chominowa” to taki właśnie znak rozpięty między szczegółem, który denotuje, a ogółem, który konotuje. Bo imię „Chominowej” legion. „Chominowa” to fraktal i synekdocha. *** [Non omnis moriar] odpowiednie daje rzeczy słowo. A rzecz to polski antysemityzm i polski udział w Zagładzie. Polska sprawczość. Polskie sprawstwo. Polska odpowiedzialność. Można sobie dodać przedrostek „współ”, jak ktoś lubi. To i tak nie pomoże. Nie pomoże, bo nie może.
Jaką funkcję pełni oznajmienie, że stawianie sprawy antysemityzmu to przejaw antysemityzmu? Taką samą jak twierdzenie, że problematyzowanie antysemityzmu wywołuje antysemityzm. Dyskwalifikującą. Dyskwalifikującą problematyzowanie antysemityzmu i osobę, która waży się na taką problematyzację.
Problem został zatem nazwany i sproblematyzowany. I zawarty w znaku. Niesienie znaku dalej to konfrontowanie go z rzeczywistością i rzeczywistości z nim. I w efekcie interpelacja. Bo Chominowa nadal górą. Uchodźcy przepędzeni, LGBT potępieni, Żydzi zakneblowani, o ile nie wygnani, wymordowani zaś bez grobów, groby bez macew, macewy w chodnikach, a i to jeszcze luksus. O tych chodnikach, krawężnikach, parapetach, piaskownicach, kołach szlifierskich, nagrobkach chrześcijańskich, pomnikach patriotycznych, oborach, murach, pergolach i wychodkach pisze Jan Tomasz Gross: „Więc jak to się dzieje, że […] nie czuję oburzenia? Może wiąże się to jakoś z tym, że wydawani na śmierć i mordowani przez współziomków [Polaków – E.J.] Żydzi byli zakopywani przez morderców byle gdzie? Może więc te rozrzucone po Polsce macewy wywędrowały w poszukiwaniu nieżyjących i są tam […] niejako na właściwym miejscu?”6. To tak à propos głosów oburzenia na rzekome epitafium Ginczanki na lubelskiej płycie chodnikowej.
Fetysz (jako symptom)
Jaką funkcję pełni wobec tego oznajmienie, że stawianie sprawy antysemityzmu to przejaw antysemityzmu? Taką samą jak twierdzenie, że problematyzowanie antysemityzmu wywołuje antysemityzm. Dyskwalifikującą. Dyskwalifikującą problematyzowanie antysemityzmu i osobę, która waży się na taką problematyzację. Patent stary jak kultura antysemicka, której nic nie zagraża bardziej niż problematyzacja antysemityzmu właśnie. Odmowa konfrontacji z antysemityzmem i/lub konfrontacji takiej udaremnienie to pomyślnie zdany egzamin z podporządkowania. Od jego wyniku zależało na przykład, czy aspirujący do kultury antysemickiej Żydzi otrzymają w niej status tolerowany – Duldung – zawsze warunkowy. O tym jest historia inteligencji żydowskiej w Polsce. O tym jest książka Adama Phillipsa Becoming Freud7.
Zarzut antysemityzmu w funkcji zakazu problematyzacji antysemityzmu to zatem patent nienowy, a nawet całkiem stary. Chroni on przy okazji reputację osoby, która go formułuje. (Nie dotyczy sytuacji, gdy zarzut zostaje sformułowany celnie). Wskazane także, by wypowiadał go głos ekspercki. W przeciwnym razie operacja będzie pozbawiona należytej mocy. Tak więc w sytuacji niemożności podjęcia polemiki z konkretem i/lub popartą nim argumentacją, ekspertka/ekspert wkracza i zmienia temat, czyli powołuje fetysz. Fetysz to zasłona, a fetyszyzm narracyjny to opowieść zaproponowana w zamian. Praktycznie działa to jak blokada treści, z którymi nie trzeba się dzięki temu konfrontować. Fetysz tyleż zasłania, co osłania, chroni. Jeśli tym, co chroni jest przemoc, sam jest przemocą. Pozostając fetyszem, okazuje się również symptomem. I rzeczą samą, istotą sprawy, Realnym (Lacan) przy okazji.
„Precz z żydowską sztuką!”
Trafiło na Chominową Rzepeckiego. Podobnych prac znalazłoby się jednak więcej. Na przykład neon Nigdy nie będziesz Polakiem (2008) Huberta Czerepoka. Z krzyżem celtyckim, kotwicą Polski Walczącej oraz wykrzyknikiem, w kolorze strażackiej czerwieni, eksponowany między innymi na wystawie Romano kher. O romskiej sztuce, estetyce i doświadczeniu w Zachęcie. Choć pamiętam go także z Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski. Dawno i nieprawda. Chominową Rzepeckiego można postawić również obok neonu Rafała Jakubowicza EB (2006) z inicjałami Ewy Braun czy realizacji tego samego artysty Precz z żydowską sztuką (2006), choć to nie neon, lecz transparent. Neon wszelako ma wiele z transparentu i na odwrót. Jeden i drugi jest formą publicznej interpelacji. Podobnie jak billboard czy banner, że zgłoszę tutaj pracę własną Pieczątka (2008) „reklamującą” getto ławkowe, tak dalece niedocenione w dominującej narracji – o ile w ogóle w niej obecne – że wskrzesiciel organizacji terrorystycznej Młodzież Wszechpolska, której wołanie o getto ławkowe zostało przez międzywojenne państwo polskie w końcu usłyszane, mógł zostać w Polsce wicepremierem i ministrem edukacji, jak gdyby nigdy nic, sześćdziesiąt kilka lat po Zagładzie. Tę pieczątkę musiała mieć w swym indeksie studenckim Ginczanka.
Praca Rzepeckiego trafiła w sedno nieomylnie. Recepcja z charakterystycznym – fetyszystyczno-symptomatycznym – przemieszczeniem jest dowodem jej celności. System alarmowy zaczął wyć natychmiast, uruchamiając chyba wszystkie możliwe mechanizmy obronne.
Żółty neon Adama Rzepeckiego koresponduje następnie z żółtą neonową instalacją 1/1/1/1/1 (2018) Mirosława Bałki. Bałka przygotował swoją pracę na otwarcie OP ENHEIM przy wrocławskim placu Solnym, gdzie w 1453 roku ówczesny inkwizytor generalny i późniejszy święty Kościoła katolickiego Jan Kapistran przeprowadził publiczną egzekucję na czterdziestu jeden wrocławskich Żydach – przez spalenie na stosie żywcem. Pozostałych Żydów wypędzono z miasta po uprzedniej konfiskacie majątku. Szczegółowy opis wydarzeń sporządzony po łacinie można znaleźć między innymi w Monumenta Poloniae Historica i żywotach świętego egzekutora8, który we Wrocławiu ma dzisiaj ulicę swojego imienia (od 1993 roku) – w odróżnieniu od swoich ofiar, które w 2015 roku spalono ponownie, in effigie, tym razem na wrocławskim rynku głównym (ONR pozdrawia, Młodzież Wszechpolska ponownie się kłania). Instalacja Bałki zaś to jedno słowo: OJCZYZNA. Pisane na wspak w czterech językach – hebrajskim, łacińskim, niemieckim i polskim – uzmysławia in situ co najmniej arbitralność, jeśli nie absurdalność tytułowej kategorii pojęciowej. Kolor żydowskiego piętna przypomina o piętnowanych i o piętnujących. Ponadto – jak napisała Anda Rottenberg – „żółta barwa gazu migrującego w szklanych rurkach może być symbolem tego, co uczyniono żydowskim mieszkańcom Europy”9.
Prac strukturalnie podobnych można wymienić bez liku. Pokaźną ich liczbę zgromadził w latach 2005–2012 cykliczny Projekt Próżna według koncepcji Krystyny Piotrowskiej. (Projekt Próżna dodatkowo angażował pamięć Krystiany Robb-Narbutt, która wraz z Krystyną Piotrowską zainicjowała działania na Próżnej na krótko przed niespodziewaną śmiercią). Zamiast do zbioru o nazwie antisemitica, prace te zaliczają się do kanonu sztuki krytycznej. Sztuka krytyczna zaś to część krytyki kultury. Tej samej, którą uprawiała Ginczanka. Kultura zresztą w ogóle nie jest już dłużej możliwa inaczej niż jako własna krytyka, co nie dotyczy tylko sztuki czy nauki, lecz większości – jeśli nie wszystkich – sfer ludzkiej aktywności.
Praca Rzepeckiego trafiła w sedno nieomylnie. Recepcja z charakterystycznym – fetyszystyczno-symptomatycznym – przemieszczeniem jest dowodem jej celności. System alarmowy zaczął wyć natychmiast, uruchamiając chyba wszystkie możliwe mechanizmy obronne. Neon zadziałał jak ekran do projekcji, a konkretnie do inwersji projekcyjnej. Umieszczony pod stopami publiczności komentarz do pracy zignorowano, co – jak każde pominięcie – godne jest uwagi. Posłuchajmy zatem utworu z płyty chodnikowej: „Zofia Chominowa była w latach 40. ubiegłego wieku gospodynią kamienicy przy ul. Jabłonowskich we Lwowie, w której ukrywała się poetka Zuzanna Ginczanka. Jej nazwisko pojawia się w wierszu Ginczanki *** [Non omnis moriar]. Projekt, zakładając sprzeciw widza wobec jednoznacznej postawy Chominowej, chce zmusić przechodnia do refleksji nad postawą człowieka wobec drugiego w każdych trudnych czasach, gdy wybór dobra lub zła – jak w wierszu, przeciwstawiając się drakońskim rozporządzeniom, wbrew rozsądkowi, nawet wobec groźby śmierci – zależy od jego jednostkowej decyzji”.
Od razu widać ubytek. Przemilczane zostało wydarzenie. To z poziomu wiedzy rzeczowej. Izolda Kiec niesłusznie jednak mówi o niewiedzy. To zresztą ogólna prawidłowość dotycząca Zagłady. Wszyscy wiedzą, co się stało na poziomie faktów. A konkretnie, wiedzą wystarczająco wiele, by nie chcieć wiedzieć więcej. Bo tu nie chodzi o wiedzę. Tu chodzi o zgodę (Bourdieu). To zgoda jest tutaj dyskutowana. Przemilczenie rządzi również opisem przemilczanego wydarzenia, polega na wycofaniu kontekstu i zamierzone jest jako prowokacja. A prowokować ma zmianę wrażliwości. Zamiast tego jednak uruchamia zapadnię i wpada w pułapkę zastawioną przez dominującą kulturę. Dekontekstualizacja – powiedzenie, że nie Polka Żydówce, tylko człowiek człowiekowi – działa jak uniwersalizacja: „ludzie ludziom”10. Uniwersalizacja zaś – choć wymyślona w oświeceniu jako medium egalitaryzmu i inkluzji – w praktyce stała się głównym narzędziem zacierania tożsamości ofiar Zagłady, de-holokaustyzacji Holokaustu i zostawienia w świętym spokoju antysemityzmu. Toteż ma ona wszelkie predyspozycje, by pełnić funkcje osłonowe i uspokajające. Uniwersalizacja jest nadużyciem, jeśli nie towarzyszy jej wskazanie na nierówne warunki dostępu do uniwersalności.
Komentarz – dodatki
W komentarzu do pracy Rzepeckiego dodatkowo uśmierzająco działa rytualne przywołanie rzekomych okoliczności łagodzących: odgórnych rozporządzeń i obawy o własne życie. W okupowanej Polsce jednakże kara śmierci nie groziła za powstrzymanie się od donosu. Mało tego, groziła za działania niezliczone, z których większość podejmowano niemal powszechnie, niekiedy zaś całkiem otwarcie. Na liście przestępstw zagrożonych karą śmierci figurowały – między bardzo wieloma innymi – niekolczykowanie zwierząt hodowlanych, nielegalny ubój żywca, czarnorynkowy handel złotem i walutą, posiadanie radia, produkcja alkoholu, konspiracja11. Kara śmierci to zatem pseudoargument z więcej niż jednego powodu. W tym sensie Izolda Kiec słusznie twierdzi, że „w tej historii nie ma żadnego drugiego dna”, upominając się o wprowadzenie kategorii antysemityzmu. Nie ma jednakże racji, mówiąc że Chominowa „tylko po prostu była antysemitką”. Antysemit(k)ą nie jest się „tylko po prostu”. I nie jest się w pojedynkę. Antysemityzm to konstrukcja społeczno-kulturowa. Antysemityzm nie ma drugiego dna. Sam jest dnem, a w Polsce dodatkowo tożsamościową matrycą i tożsamościową namiętnością.
Komentarz do Chominowej eliminuje więc słowo na „a”, podobnie jak słowo na „Ż”, oraz powtarza kłamstwo znane i lubiane. Brakuje tylko drzewek z Yad Vashem. Nie brakuje natomiast perswazyjnej presupozycji („zakładając sprzeciw widza wobec postawy Chominowej”), która zwyczajowo pojawia się tam, gdzie autor komunikatu spodziewa się największego oporu adresata. Sytuację komunikacyjną tego typu przeanalizował Przemysław Czapliński: „[C]hoćby opowieść zagładowa dotyczyła wydarzeń sprzed sześćdziesięciu lat [po Sąsiadach to pisał – E.J.], choćby rozgrywała się na obszarze, który po wojnie nie należy już do Polski, choćby mówiła o ludziach, którzy już od dawna nie istnieją, staje ona naprzeciw narracji zbiorowej. […] Dlatego równie istotne, co rekonstruowanie wydarzeń, przywoływanie nazwisk, opisywanie okoliczności, okazuje się absorbowanie spodziewanej nienawiści”12. Stąd te asekuracyjne akrobacje i głęboka defensywa. Zresztą daremne i szkodliwe. Daremne, bo agresja w odpowiedzi jest zawsze taka sama (różni się tylko formami ekspresji). Szkodliwe, bo myślenie i działanie stają się od tego pozorne, a odczuwanie w ogóle przestaje być możliwe. W tym sensie nie warto bić pokłonów przed tak zwaną polską wrażliwością. Jest jeszcze jeden powód, by tego nie robić. Tekst z chodnika w końcowym fragmencie wzywa wyraźnie do samoupodmiotowienia i apeluje niedwuznacznie do indywidualnej sprawczości. Polska wrażliwość jest już jednak na tyle umocniona, że wołania nie słyszy lub nie potrafi odnieść go do siebie w żaden sensowny, rozumiejący sposób13. Doprawdy, nie ma sensu dodatkowo jej umacniać.
„Mene, mene, tekel, ufarsin”
A tymczasem w Babilonie „Twarz króla zmieniła się, myśli jego napełniły się przerażeniem, jego stawy biodrowe uległy rozluźnieniu, a kolana jego uderzały jedno o drugie. Zakrzyknął król, by wprowadzono wróżbitów, Chaldejczyków i astrologów. […] Przystąpili więc wszyscy mędrcy królewscy, ale nie mogli odczytać pisma ani podać wyjaśnienia królowi. […] Wtedy przyprowadzono Daniela przed króla. Król odezwał się do Daniela: Czy to ty jesteś Daniel, jeden z uprowadzonych z Judy, których sprowadził z Judy mój ojciec? […] Przyprowadzono do mnie mędrców i wróżbitów, by odczytali to pismo i podali jego znaczenie. Oni jednak nie potrafili podać znaczenia sprawy. Słyszałem zaś o tobie, że umiesz dawać wyjaśnienia i rozwiązywać zawiłości. Jeśli więc potrafisz odczytać pismo i wyjaśnić jego znaczenie, zostaniesz odziany w purpurę i złoty łańcuch na szyję i będziesz panował jako trzeci w królestwie. Wtedy odezwał się Daniel i rzekł wobec króla: Dary swoje zatrzymaj, a podarunki daj innym! Jednakże odczytam królowi pismo i wyjaśnię jego znaczenie”14.
Klaryfikuje zatem Daniel, że napis dotyczy sprawczości i sprawstwa oraz odpowiedzialności. Podsumowuje dokonania władców Babilonu. Ogłasza upadek królestwa. Oznajmia też Baltazarowi, iż ten jest skończony, po czym zostaje „odziany w purpurę i łańcuch na szyję”. „Żyd” nie znaczy jeszcze wówczas tego, co później w świecie chrześcijańskim. Wszelako Daniel w Babilonie to pokonany wróg i niewolnik, a przy tym facecyjny monoteista. Nabuchodonozor mianuje go jednak „zwierzchnikiem wykładaczy snów, wróżbitów, Chaldejczyków i astrologów”. Mało tego, Daniel utrzymuje posadę mimo upadku Nabuchodonozora. Hm, jak by to powiedzieć… Hegemona nie interesuje ściema, chce znać prawdę naprawdę, a jego eksperci okazują się specjalistami od spraw, na których się znają. Co więcej, mogą się przyznać do niewiedzy lub oznajmić władzy najgorsze dla niej fakty i konkluzje. Jak na dzisiejsze stosunki – a niedługo także warunki uprawiania nauki w Polsce – Babilon z Księgi Daniela to dyktatura Oświecenia. Nie mówiąc o merytokracji.
„Napis był i ręka, ale nie miałem z sobą okularów”
Czym scena babilońska różni się od sceny widocznej w świetle bijącym od napisu na ścianie w Lublinie? Hegemon dzisiaj to kultura i społeczeństwo z reprezentacją wyposażoną w mandat większości. I większość, i mniejszość dobrze rozumie napis: jego treść i wykładnię, genezę i konsekwencje. Korekta zaniechania Baltazara przez zaszczucie Daniela na śmierć nie tylko nic nie dała, ale jeszcze pogorszyła sprawę – nieodwracalnie i ostatecznie. Hegemon odmawia jednak konfrontacji z własną sprawczością i sprawstwem oraz odpowiedzialnością za sprawioną rzeczywistość. Rolą wyznaczoną mędrcom w tej konfiguracji jest zaciemniać i dostarczać dystrakcji. Pierwsze skrzypce grają kłamcy i pochlebcy na rządowych najczęściej posadach. Za nimi postępują dyplomaci wszelkiej maści i dziedzin rozmaitych uprawiający myślenie opływowe tudzież polubowne. Ci dopiero mają arsenał środków i kompetencje, przy których bledną umiejętności nie tylko kłamców i pochlebców, lecz też kuglarzy i linoskoczków.
Prócz adekwatnego opisu, wyjaśniania i rozumienia, i doświadczenia doświadczenia (sic!), stawką krytyki kultury jest społeczno-kulturowa zmiana. Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o nią. O to, żeby do niej nie dopuścić. O to, żeby nie dopuścić do powstania przekonania o jej konieczności. Z zachowaniem sztafażu i dekorum w miarę możliwości.
Poczytne miejsce w owym arsenale zajmuje straszak pochopnych uogólnień z zasadą indukcji zupełnej broniący dostępu do obrazu całości: bez przebadania stu procent wszystkiego konkludować nie wolno. Jest zasada odwróconej przyczynowości: skutek podany za przyczynę i przyczyna za skutek. Jest zasada złotego środka. Są racjonalizacje przebrane za racje. Jest wymóg kontekstualizacji skutkujący obraniem tekstu z kontekstu. Są półprawdy będące całym kłamstwem – jak na tablicy upamiętniającej Ginczankę w Krakowie15. Jest uniwersalizacja, naturalizacja, medykalizacja. Jest fragmentaryzacja, przed którą przestrzegał Kartezjusz: dzielenie przedmiotu na tyle części, by nie można go było objąć umysłem na powrót jako całości. Są elipsy, eufemizmy i litoty. Są hipostazy: wzajemność i symetria. Jest wachlarz kategorii opisu, które nie pozwalają dostrzec – lub pozwalają nie dostrzec – przedmiotu badania: konflikt, napięcia, rywalizacja, komplikacja, ambiwalencja, obojętność, stosunki polsko-żydowskie i uprzedzenia koniecznie wzajemne – że o dialogu i pojednaniu nie wspomnę (jestem przeciw!). W tym obrazie chrześcijanie, a Polacy zwłaszcza, nazwani świadkami, postronnymi, gapiami i odmalowani w filigranie na tak zwanych – niecelnie – obrzeżach Zagłady, zostają niejednokrotnie opatrzeni traumą. Z widocznością elit jest słabiej niż słabo. I pod żadnym pozorem nie widać tam nigdzie kościoła, który tak dosłownie, jak w przenośni dominował nad krajobrazem nienawiści i zbrodni, stanowiąc ich źródło i sankcję jednocześnie – religijną i narodową – najwyższą.
Rozkosz retrospektywnych halucynacji
Krytyka kultury – w tym sztuka krytyczna – to tyle co prowadzona różnymi środkami analiza konstrukcji, mechanizmów oraz stawek zjawisk, ze szczególnym uwzględnieniem przemocy i wykluczenia, do zbrodni włącznie. Te zaś sprawowane są nie przez patologiczny margines, lecz prawomocne centrum i głównych dyspozytorów mocy: normy, wartości, tożsamości, wzory, dyskursy, instytucje, autorytety, samą w ogóle zasadę autorytetu. Prócz adekwatnego opisu, wyjaśniania i rozumienia, i doświadczenia doświadczenia (sic!), stawką krytyki kultury jest społeczno-kulturowa zmiana. Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o nią. O to, żeby do niej nie dopuścić. O to, żeby nie dopuścić do powstania przekonania o jej konieczności. Z zachowaniem sztafażu i dekorum w miarę możliwości. (Świetnie do tego nadają się ersatze humanistyki: punkty, granty, prestiżowe publikacje, stopnie i tytuły naukowe. Przystawszy na nie, dyplomaci nauki walczą tyleż o ujście cało z rąk hegemona, ile o reputację – we własnych głównie oczach, bo najtrudniej wyprowadzić w pole samego/samą siebie). Wszystkie chwyty poza tym dozwolone, byle tylko pozostały społecznie i kulturowo bezowocne. Byle tylko nie udaremniły nostalgicznych projekcji w rodzaju Muzeum POLSKA16, czyli zbiorowej narcystycznej rozkoszy retrospektywnych halucynacji (Baudrillard).
Z daleka widok jest piękny. W dawnym liberalno-demokratycznym mainstreamie niedawna książka o pogromie lwowskim 1918 wywołała – rytualne skądinąd – kompletne zaskoczenie godne króla Baltazara17. Na oleodruku dominującej narracji nie ma ustanawiania niepodległości Polski w strumieniach żydowskiej krwi w latach 1918–1919 z popisami Dmowskiego w Wersalu. Nie ma roku 1920 jako jednego wielkiego pogromu z Jabłonną i Żeromskim – „sumieniem narodu” – w Wydziale Propagandy Ochotniczej Armii. Nie ma pogromów lat 1922 i 1923 w Warszawie ani znaczenia dla Żydów reform Grabskiego z roku 1924 (patrz pod alija Grabskiego). Nie ma oddolnego bojkotu ekonomicznego i odgórnego zakazu uboju rytualnego. Skrzydlatych słów prymasa i premiera (Hlonda i Sławoja) brak. Numerus clausus, numerus nullus, paragraf aryjski i getto ławkowe pojawiają się nie jako system, lecz eksces. Pogromy lat 1935–1937 jeśli są, to jako obca inspiracja. Nie ma ustawy o pozbawieniu obywatelstwa w roku 1938 i pastwienia się przez państwo polskie nad polskimi obywatelami Żydami będącymi ofiarami Hitlera (Zbąszyń), czyli twórczego wkładu międzywojennej Polski w Kristallnacht. Płynnie przechodzi to w przemilczenie atmosfery pogromowej roku 1939, pogromu wielkanocnego w Warszawie roku 1940 oraz Zagłady w polskim wykonaniu w roku 1941 (Jedwabne i reszta) skrzętnie przemilczanej przez elity konspiracyjnej polskiej państwowości. Skandal lat 1942 i 1943 ma obszerną literaturę szczelnie odizolowaną od publicznej wiadomości oraz świadomości. A to się nie zaczęło w roku 1918 ani w 1943 nie skończyło. To tylko fragment podobrazia – czy może obrazu utajonego – z którego przez grubą warstwę werniksu prześwieca na żółto Chominowa.
*
Nie wystarczy, by Babilon upadł18. Trzeba dopiero, by uznał, ogłosił i przepracował swój upadek. Resocjalizacji i reedukacji tutaj trzeba. Babilon POLSKA jednakże im bardziej pogrąża się w upadku, tym bardziej ma się za zwycięski. To dlatego nie kapituluje nigdy. Pochłaniając istnienia poszczególne – całe grupy istnień – trwa poza czasem i historią, triumfujący. Zmiana najprawdopodobniej nie nastąpi. Na tym jednakże nie koniec. Bo jest napis i ręka. I jeszcze trochę tych rąk stawiających znaki.
Nie. Nie będzie pięknie. Ta karta zostanie zapisana.
Elżbieta JANICKA
Przypisy:
1 Cyt. za: Czesław Miłosz, Gorzki wiersz, [w:] tenże, Spiżarnia literacka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2004, s. 52. ↩︎
2 Wybory w Polsce stały się „cechą kuriozalnej formy dyktatury, określanej w nauce właśnie «wyborczą». Mimo że wybory odbywają się regularnie, to nie służą opartemu na rywalizacji wyborowi, lecz potwierdzeniu dalszego rządzenia tych, którzy władzę sprawują. Służą temu manipulacje procesem wyborczym. […] Za pierwszą dyktaturę wyborczą w Unii Europejskiej zostały uznane Węgry” (Bartłomiej Nowotarski, Zakażona demokracja, „Gazeta Wyborcza”, 20-21 czerwca 2020, ss. 16-17). „Ja mówię o systemie wyborczego autorytaryzmu, gdzie zachowane są formalne mechanizmy i instytucje demokratyczne, ale mechanizmy kontrolne są pod całkowitym nadzorem władzy skupionej w jednym ośrodku politycznym. W takim systemie trudno dokonać demokratycznej zmiany władzy, ponieważ konkurenci polityczni mają nierówne warunki do działania. Zasoby publiczne – w tym media, instytucje i pieniądze – wykorzystywane są do wspierania partii rządzącej. Drugi mechanizm to prawne obezwładnianie oraz zastraszanie przeciwników. Stworzenie państwowego «ciągu technologicznego», który temu służy – skoordynowane akcje policji, prokuratury, mediów publicznych i zaprzyjaźnionych służ specjalnych. […] Wykorzystuje się ten mechanizm przeciwko sędziom, lekarzom, nauczycielom, samorządowcom, osobom LGBT, wcześniej uchodźcom” (Zawieszona demokracja. Z Adamem Bodnarem rozmawia Ewa Siedlecka, „Polityka”, 9-15 września 2020, ss. 23-25). ↩︎
3 Tomasz Kowalewicz, Na Starym Mieście zawisł neon z nazwiskiem antysemitki, która wydała Niemcom poetkę żydowskiego pochodzenia, „Gazeta Wyborcza Lublin”, 20 sierpnia 2020, https://lublin.wyborcza.pl/lublin/7,48724,26224374,nazwisko-polskiej-zdrajczyni-na-neonie-w-centrum-miasta-to.html ↩︎
4 https://pl.wikipedia.org/wiki/Uczta_Baltazara_(obraz_Rembrandta) ↩︎
5 Por. https://pl.wikipedia.org/wiki/Przem%C3%B3wienia_pozna%C5%84skie. Chodzi o przemówienie z 4 października 1943, czyli z okresu, gdy eksterminacja Żydów z Polski w swym głównym, by tak rzec, zrębie była faktem dokonanym. ↩︎
6 Jan Tomasz Gross, Macewy wrócą na cmentarz, [w:] Łukasz Baksik, Macewy codziennego użytku / Matzevot for everyday use, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012, s. 15. ↩︎
7 Adam Phillips, Becoming Freud. The Making of a Psychoanalyst, Yale University Press, New Haven, CT, 2014. ↩︎
8 Bibliografia odnośnych utworów figuruje w: Joanna Tokarska-Bakir, Legendy o krwi. Antropologia przesądu, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008, s. 22 – pozycje 65-69. Polskie tłumaczenia dwóch z nich można znaleźć tamże w aneksie. Są to: O wygnaniu Żydów z Wrocławia, ss. 681-686; O prześladowaniu Żydów wrocławskich w roku 1453, ss. 687-691. ↩︎
9 Anda Rottenberg, Piąty żywioł, „Gazeta Wyborcza”, „Wolna Sobota”, 29 sierpnia 2020, s. 24. ↩︎
10 Formuła Zofii Nałkowskiej z 1946 roku „Ludzie ludziom zgotowali ten los” miała wyjściowo potencjał rewolucyjny. Jednakże polska kultura dominująca potencjał ten rozbroiła. Henryk Grynberg i Marek Zaleski debatowali swego czasu, czy ludzie zrobili to ludziom (por. Marek Zaleski, „Ludzie ludziom”…? „Ludzie Żydom”…? Świadectwo literatury?, [w:] Literatura polska wobec Zagłady, redakcja Alina Brodzka-Wald, Dorota Krawczyńska, Jacek Leociak, ŻIH IN-B, Warszawa 2000, ss. 89-103), czy też ludzie zrobili to Żydom (por. Henryk Grynberg, Ludzie Żydom zgotowali ten los, [w:] Henryk Grynberg, Prawda nieartystyczna, Archipelag, West Berlin 1984, ss. 65-88), podczas gdy Kinga Dunin oznajmiła, iż – jak chodzi o polski udział w Zagładzie – Polacy zrobili to Żydom, jeśli nie Polacy ludziom (por. Kinga Dunin, Polacy ludziom, [w:] Kinga Dunin, Czytając Polskę, W.A.B., Warszawa 2004, ss. 72-78). ↩︎
11 Andrzej Wrzyszcz, Okupacyjne sądownictwo niemieckie w Generalnym Gubernatorstwie 1939-1945. Organizacja i funkcjonowanie, Wydawnictwo UMCS, Lublin 2008. ↩︎
12 Przemysław Czapliński, Prześladowcy, pomocnicy, świadkowie. Zagłada i polska literatura w późnej nowoczesności, [w:] Zagłada. Współczesne problemy rozumienia i przedstawiania, Wydawnictwo „Poznańskie Studia Polonistyczne”, Poznań 2009, s. 172. ↩︎
13 Na to, by wołanie zostało usłyszane, bazyliszek musiałby spojrzeć w lustro, a kultura i społeczeństwo ogłosić upadłość, jeśli nie kapitulację. I to bezwarunkową. Następnie zaś – przystąpić do resocjalizacji i reedukacji. W dziele tym pomocny byłby Alementarz (od 2007) Łodzi Kaliskiej opracowany z udziałem Rzepeckiego. W Alementarzu niemłody Ali z polskim paszportem i młoda Al z chińskiego bazaru „nie chodzą do pierwszej klasy. W ogóle nie chodzą do szkoły. Chyba nie uczą się polskiego. Angielskiego też się nie uczą. I na pewno nie mają Asa” (Maria Poprzęcka, Nauczanie początkowe, 2007 s. 2, http://docplayer.pl/8991355-Maria-poprzecka-nauczanie-poczatkowe.html). Ali i Al nie widzą powodu, żeby być Polakami ani nawet „wybitnymi poetami języka polskiego z wyboru” z paszportem nansenowskim. Próbują natomiast w Polsce żyć. A nawet przeżyć. Alementarz jest trudny jak jasna cholera. Zaczyna się od „A” jak „Abroad”, „Absence”, “Achtung”, „Advertising”, „Apartheid”, „America”, „Arabia”, „Asia”, „Asylum”. „A” jak „antysemityzm” i „Ż” jak „Żyd” w tym zestawie nie widziałam, ale reguła pracy wydaje się zdolna je w sobie pomieścić. W każdym razie taki podręcznik od „a” do „Ż” jest do napisania, by móc zacząć w ogóle sylabizować. ↩︎
14 Księga Daniela, rozdział 5, http://biblia-online.pl/Biblia/Tysiaclecia/Ksiega-Daniela/5. Zazwyczaj staram się korzystać z przekładów Izaaka Cylkowa, wszelako Księga Daniela jest jedną z niewielu, które nie zostały wydane drukiem, pozostając jedynie w wersji rękopiśmiennej. ↩︎
15 Treść tablicy brzmi: „«oto głoszę namiętność i mądrość / ciasno w pasie zrośnięte / jak centaur» / Zuzanna Ginczanka 1917-1944. Wybitna poetka języka polskiego z wyboru. W tym domu ukrywała się, stąd wyprowadzili ją Niemcy. Rozstrzelana wiosną 1944 w KL Płaszów jako Zuzanna Gincburg. / In memory of Zuzanna Ginczanka who hid in this place before being murdered in the German Nazi KL Plaszow”. Tablicę odsłonięto 9 marca 2017 roku w setną rocznicę urodzin poetki. ↩︎
16 Por. Elżbieta Janicka, Ambasada Polski w Polsce. Mit Polin w Muzeum Historii Żydów Polskich jako wzór narracji i model relacji mniejszość-większość, „Studia Litteraria et Historica” 2016, nr 5, https://doi.org.10.11649/slh.2016.003. ↩︎
17 Chodzi o reakcje na książkę: Grzegorz Gauden, Lwów – kres iluzji. Opowieść o pogromie listopadowym 1918, Universitas, Kraków 2019. Por także: „Studia Litteraria et Historica” 2018, nr 7 – temat numeru: Totalne zaskoczenie inteligencji polskiej. ↩︎
18 Por. „Mane, tekel, fares”. Mec. Stępiński w obronie obywatela Bajkowskiego, który wyświetlił memento na pałacu prezydenta, OKO.PRESS, 26 marca 2018, https://oko.press/mane-tekel-fares-mec-stepinski-obronie-obywatela-ktory-wyswietlil-memento-palacu-prezydenta/ ↩︎
